Pamiętna wizyta "małych zielonych ludzików" | Incydent z Kelly-Hopkinsville

Kategorie: 

Źródło: InneMedium

Wieczorem 21 sierpnia 1955 roku, w wiejskiej społeczności rolniczej Kelly-Hopkinsville, położonej w pobliżu Hopkinsville w stanie Kentucky, miała miejsce niezwykła seria wydarzeń. Do dziś mówi się o niej jako o jednej z najbardziej znanych historii spotkań z UFO i kosmitami. Co takiego spotkało te prostą kobietę i w jaki sposób sprawa ta odcisnęła piętno na jej życiu.

 

Niezwykła obserwacja rozpoczęła się niepozornie. Rodzina Suttonów, wraz z kilkorgiem przyjaciół, zauważyła dziwne zjawiska świetlne za ich domem. Wkrótce ich oczom ukazała się grupa małych, metalicznych stworzeń, opisanych jako "małe zielone ludziki", które zaczęły zbliżać się do ich domu.

Te enigmatyczne istoty wymykały się konwencjonalnym wyjaśnieniom. Z dużymi, spiczastymi uszami, które wydawały się dostrojone do najmniejszego dźwięku, posiadały świetliste, hipnotyzujące oczy, które świeciły z nieziemską intensywnością. Ich długie ramiona, zakończone były szponiastymi dłońmi i zwisały bezwładnie po bokach.

 

Stworzenia zbliżały się do gospodarstwa, a panika ustąpiła miejsca desperacji. Próbując się bronić, oddano kilka strzałów w kierunku przybyszów z innego świata, ale co szokujące, stworzenia wydawały się odporne na kule. Wyglądało to tak, jakby przybysze byli stworzeni z substancji, która przeczyła prawom naszego fizycznego świata.

Zaniepokojeni możliwą strzelaniną między lokalnymi mieszkańcami, czterech funkcjonariuszy policji miejskiej, pięciu żołnierzy stanowych, trzech zastępców szeryfa i czterech funkcjonariuszy żandarmerii wojskowej z pobliskiego Fortu Campbell armii Stanów Zjednoczonych pojechało do farmy państwa Sutton. Ich poszukiwania nie przyniosły nic poza śladami wystrzałów i dziur w ekranach okiennych i drzwiowych wykonanych przez broń palną.  Funkcjonariusze przypisali ich doświadczenie masowej histerii lub nadmiernemu spożyciu alkoholu.

 

Wśród mieszkańców gospodarstwa byli Glennie Lankford, jej dzieci, Lonnie, Charlton i Mary, dwaj synowie, Elmer Sutton, John Charley Sutton, ich żony Vera i Alene, brat Alene OP Baker, oraz Billy Ray Taylor i jego żona June. Zarówno Taylorowie, jak i Vera Sutton byli podobno wędrownymi pracownikami karnawału, którzy odwiedzali farmę. Następnego dnia sąsiedzi powiedzieli dwóm funkcjonariuszom, że rodziny „spakowały się i wyjechały” po tym, gdy jak twierdzili, „stworzenia wróciły około 3:30 nad ranem”.

 

Opowieści rodziny odbiły się szerokim echem w prasie lokalnej i krajowej. Wczesne artykuły nie odnosiły się do „małych zielonych ludzików", a kolor ten został później dodany do niektórych artykułów w gazetach. Szacunki dotyczące wielkości rzekomych stworzeń wahały się od 61 do 122 cm, a szczegóły, takie jak „duże spiczaste uszy, pazuropodobne dłonie, świecące na żółto oczy i wrzecionowate nogi” pojawiły się później w różnych mediach. Stąd też bierze się inna nazwa tego incydentu "Sprawa Goblinów z Hopkinsville". Niektóre outlety medialne twierdziły iż istoty opisywane przez farmerów przypominają te mityczne stwory z celtyckich legend.

 

Relacja rodziny Sutton, odbiła się szerokim echem w kręgach entuzjastów UFO, wywołując żarliwe debaty i dyskusje na temat natury tego niewyjaśnionego zjawiska. Nie sposób ocenić czy była to faktyczna próba nawiązania kontaktu przez istoty pozaziemskie, czy tak jak chcieliby tego sceptycy, błędnie zinterpretowana obserwacja kojota lub sowy.

Na koniec warto chyba zaznaczyć, że nawet społeczność ufologiczna nie jest pod tym względem w pełnej zgodzie. Francuski ufolog Renaud Leclet argumentował w publikacji, że najlepszym wyjaśnieniem tej sprawy jest to, że mieszkańcy widzieli po prostu sowy rogate. Opinia ta była szczególnie popularna wśród sceptyków tego zjawiska i nie da się ukryć, że gdy spojrzy się na rzekomy rysopis kosmity z Hopkinsville i porówna go z tym nocnym ptakiem, można dopatrzyć się wielu podobieństw.

Niezależnie od tego jaka jest wasza opinia na temat tych wydarzeń, na stałe wpisało się ono do światowej popkultury. Incydent ten jest początkiem spopularyzowania frazy „małe zielone ludziki”. Przed tą obserwacją pasażerów latających spodków nazywano „małymi ludźmi”. Nawet jeśli były to tylko "duże sowy", impakt jaki ta historia wywarła na współczesną ufologię, a zarazem kulturę popularną, jest niezaprzeczalny.

 

Ocena: 

5
Średnio: 5 (1 vote)
loading...

Skomentuj