Irański naukowiec twierdzi, że wynalazł maszynę do przewidywania przyszłości

Kategorie: 

Źródło: wikipedia.org

Jak informuje agencja Fars jeden z irańskich naukowców opracował urządzenie, które ma pozwalać przewidzieć przyszłość. Jest nim 27 letni wynalazca Ali Razezhi. Sam naukowiec powiedział, że pracował nad tym urządzeniem, od co najmniej 10 lat. Według niego jest już w stanie przewidzieć przyszłe życie każdej osoby w ośmioletnim horyzoncie czasowym i z 98 procentową dokładnością.

 

W oficjalnych przekazach dowiadujemy się, że Razezhi doświadczył rozmaitych prób wykradzenia technologii przez konkurentów starających się stworzyć podobne urządzenie. Według niego podobne prace prowadzą Amerykanie i wydają miliony dolarów na osiągnięcie tego, co jemu udało się za jedynie ułamek ich budżetu.

Urządzenie, o jakim mówimy nie jest zwykłym wehikułem czasu w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Właściwym określeniem na tego typu konstrukcję byłoby pojęcie chronovisor. Nie jest to pierwszy raz, gdy na scenę wkracza urządzenie do przewidywania przyszłości. Już w 2002 roku francuski ksiądz, François Brune, oświadczył, ze w posiadaniu chronovisora jest Watykan. Twierdzi on, że urządzenie zostało zbudowane w 1950 roku przez innego księdza, Pellegrino Maria Ernettego, który pracował nad nim z kilkunastoma oddanymi Watykanowi naukowcami.

 

Chronovisor został opisany, jako duża szafa z antenami wykonanymi z nieznanych stopów metali, podłączonych do kineskopu. Urządzenie miało zawierać panel sterowania z przyciskami i dźwigniami.  Ojciec Ernetti twierdził, że chronovisor może być zaprogramowany do wyświetlania i nagrywania konkretnej godziny, lokalizacji w przeszłości lub w przyszłości.  Ojciec Ernetti twierdził ponadto, że chronovisor funkcjonował dzięki przetwarzaniu pozostałości promieniowania elektromagnetycznego z przeszłych zdarzeń.

 

Ojciec Ernetti rzekomo osobiście widział wiele ważnych wydarzeń historycznych włącznie z ukrzyżowaniem Chrystusa.  W 1972 majowym numerze włoskiego tygodnika informacyjnego "La Domenica del Corriere" opublikował fotografię przedstawiającą ukrzyżowanie i twierdził, że została wykonana przez chronovisor.  Potem jednak opowieści o takiej maszynie jakby zapomniano. Oświadczenie agencji FARC przywraca do mediów temat tego niezwykłego mitycznego urządzenia.

 

 

 

Ocena: 

Nie ma jeszcze ocen
loading...

Komentarze

Portret użytkownika Elohim

jezus był obcym a boga niema

jezus był obcym a boga niema a wiary w boga stworzono abysmy w jakimś stopniu dojrzeli .Dzis juz mało kto wierzy w bujdy z bibli a raczej inaczej ja rozumieja bo mamy technologie i łatwiej nam zrozumiec zapłodnienie Maryji z inwitro niz w jakiegos ducha swietego. teraz zaczynamy rozumiec ze arka noego była mozliwa ale nie zaden stateczek ,ale poprzez zbieranie kodu genetycznego do probówek i potem ponowne sklonowanie z tych DNa stworzeń.
 
Niechce mi sie rozpisywac ale mnustwo jest w bibli opisów  mówiacych o lotach w przestworzach o lotach w kosmosie o tym ze stworzono nas na swoje podobienstwo to juz samo za siebie mówi ze sklonowała nas rasa o wiel bardziej zawansowana od nas na dzien dzisjejszy ,i sie teraz bawia nami jak my zwierzetami w zoo,lub maja inne intencje o których nawet nie pomyslimy ,ale dla przykładu podam kilka ...
okaleczenia zwierzat ... i nawet udokumentowane okaleczenia ludzi, niewspominając ze na całym globie ludzie znikaja i sie nieodnajduja ,owszem morderstwom mozna przypisac jakis procent ale zostaje procent niewyjasnionych znikniec bez odnalezienia po dzien dzisjejszy .
 
Patrzac na dzisjejsza technologie to najbardziej potrzebne sa organy do przeszczepów wiec skoro moga latac w odlegle planety czy galaktyki to az sie nasuwa ze stworzymy ludzi na swój obraz i podobieństwo aby pobierac od nich potem organy ,a jak dodamy do tego wszechmiar kosmosu to takich ZIEM to jest wcholere ,wiec tu kogos uprowadzą tam uprowadza ,tak zeby niezakłucic porzadku .I wszytko było ok, dopóki nagle niedostalismy bumu technologicznego za którym pewnie stoja inne rasy lub te same które walcza o dobro nas ,tak jak my na ziemi mamy Greenpeace.
 
W dodatku niewykorzystujemy swojego muzgu w 100 % jak dla mnie to marnotrastwo ,poprostu ograniczono nas na poziomie DNA ,tak samo jak ograniczono długość naszego zycia .
 
Jak zaczniemy patrzeć na zycie od strony logiki a nie od strony zabobonów zwanych bogiem ,to zacznie wam sie wyswietlac obraz ludzkosci zycia i wszytkiego dookoła .
Zycze wam otwartego umysłu a wszytko co napisałem tu, to domysły które same sie nasuwaja a czas je zweryfikuje .
 
No to teraz sie naraziłem zagorzałym katolikom ,i inym wyznawcom przeróznych smiesznych wierzeń ,a miało byc o przewidywaniu przyszłosci napisane ale jak by tu niema co komentować .
 

Portret użytkownika Video

Wszechświat jest nieskończoną

Wszechświat jest nieskończoną niewiadomą, czy jest nieskończony? Dla nas chyba tak, bo za naszego życia nie dowiemy się. Naukowcy poświęcają całe życie żeby dojrzeć prawdy i umierają bez tej wiedzy, zawiedzeni, że mogli przecież odkryć więcej.' MOże powinniśmy bardziej zajmować się naszym życiem na Ziemi niż pochodzeniem człowieka i wszechświata? Te poszukiwania przyjęły jakby rodzaj obsesji masowej. Sam na to choruję Wink

Portret użytkownika Homo sapiens

Tajemnica goni tajemnicę

Tajemnica goni tajemnicę ! 
 
Przybywa dowodów, które wydają się potwierdzać istnienie tzw. ciemnej materii. Ta tajemnicza substancja stanowi ponoć aż 85% masy Wszechświata i odgrywa w nim rolę szkieletu, na który nawleczona jest zwykła materia, np.gwiazd i galaktyk.

Jeśli komuś wydawało się, że bozon Higgsa był największą zagadką i ostatnim odkryciem fizyki, ten powinien teraz pomyśleć o tzw. ciemnej materii. Istnienie „higgsa” – cząsteczki, która wszystkim innym elementom subatomowym nadaje masę – przepowiedziano już w roku 1964, ale sam ów tajemniczy bozon w rzeczywistości „przyłapano na istnieniu” dopiero w zeszłym roku. To 48-letnie polowanie na bozon Higgsa to jednak zaledwie przedsmak tego, czym jest wielka historyczna obława na ciemną materię.
To, że musi ona istnieć, wiadome jest fizykom od roku 1933, kiedy to niezwykle płodny intelektualnie szwajcarski astrofizyk Fritz Zwicky (urodzony z matki Czeszki w bułgarskiej Warnie) ukuł taki termin obserwując potężną gromadę ponad 1.000 galaktyk nazwaną Coma Cluster, jako że leży na linii konstelacji gwiazd o pięknej nazwie Warkocz Weroniki (łac. Coma Berenices). Według ustalonej wtedy definicji ciemna materia to substancja, której nie można zobaczyć, ale bez której widzialne galaktyki wirując musiałyby się rozsypać. Ciemna materia nie przejawia się w żaden inny sposób oprócz grawitacji. O jej istnieniu można wnioskować jedynie na podstawie dowodów pośrednich: jej kłębki i skupiska swoim ciążeniem nieco odchylają promienie światła emitowane przez odległe galaktyki, które przez nie przenikają. Astronom widzi więc zawsze już tylko zniekształcony obraz tych galaktyk. Uważa się, że cząstki ciemnej materii wypełniają cały Wszechświat i swobodnie przenikają przez każdy znany obiekt: gwiazdy, kulę ziemską, ludzi… Ostatnie wyniki wyspekulowane na podstawie obliczeń satelity Planck z Europejskiej Agencji Kosmicznej (European Space Agency, ESA) sugerują, że do tej kategorii należy zaliczyć ok. 85% całej materii Wszechświata, czyli sporo więcej niż w poprzednim założeniu (80%).
Podobnie jak bozon Higgsa, także elementarne cząsteczki, z jakich składa się ciemna materia, okazały się bardzo trudne do znalezienia. Osiemdziesiąt lat po przełomowym spostrzeżeniu Zwicky’ego i po kilkudziesięciu eksperymentach, jakie w tej sprawie przeprowadzono, jeszcze nie udało się ich wykryć. A jednak ostatnio i w tej sprawie nareszcie „cóś drgęło”. 3 kwietnia z eksperymentalnego urządzenia o uczonej nazwie spektrometr alfa-magnetyczny (Alpha Magnetic Spectrometer, AMS) pojawiła się najbardziej jak dotąd obiecująca obserwacja.
Chociaż Samuel Ting, noblista i czołowy łowca ciemnej materii, który kieruje projektem AMS, przedstawił ostatnio wyniki badań swego zespołu w siedzibie CERN-u, gdzie jeszcze nie wystygła euforia po odkryciu „boskiej cząsteczki” Higgsa, to tym razem obserwacje nie pochodzą stamtąd. CERN to największe w Europie (a dziś już także na świecie, po zamknięciu innego takiego ośrodka w USA, który okazał się zbyt kosztowny) laboratorium badań cząstek elementarnych i Mekka czołówki fizyków świata. Sercem CERN-u jest system akceleratorów i zderzaczy ukrytych w ogromnym 27-kilometrowym podziemnym kolisku pod Genewą na pograniczu francusko-szwajcarskim. W rzeczywistości, obserwacje ciemnej materii w ogóle nie pochodzą z ziemi, jako że rzeczony AMS został posadzony na pokładzie, a dokładniej przytwierdzony na zewnątrz Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (MSK), lepiej znanej pod angielskim akronimem ISS (International Space Station). AMS wagą i bryłą z grubsza przypomina autobus, waży 7 ton i jest najdroższym urządzeniem na świecie, bo jego zbudowanie kosztowało 2 miliardy $, angażując 56 zespołów naukowych i technicznych z 16 krajów, a cały projekt, wraz z wysłaniem i utrzymaniem na ISS zabudżetowano jak dotąd na 100 miliardów dolarów, co stawia jego przyszłość pod poważnym znakiem zapytania. Zadanie AMS polega na łapaniu i analizie cząstek docierających z głębin kosmosu. Czy potrafi w ten sposób wykryć ciemną materię?
Podobnie jak jego podziemni kuzyni w CERN, także ów kosmiczny spektrometr alfa-magnetyczny AMS składa się z wielkiego elektromagnesu i szeregu wymyślnych czujników, które śledzą drogi przenikających go różnorakich cząsteczek z ładunkiem. W odróżnieniu od urządzeń CERN-u śledzone cząsteczki nie pochodzą jednak ze zderzeń uzyskiwanych w Wielkim Zderzaczu Hadronów (Large Hadron Collider, LHC), który jest największym przyspieszaczem takich cząsteczek, jakim dysponuje ludzkość. Zamiast niego AMS wykorzystuje najpotężniejszy akcelerator, jaki w ogóle może istnieć - sam Wszechświat po prostu.
Przestrzeń kosmiczna może bowiem wydawać się wielką, ziejącą pustką, ale w rzeczywistości jest ruchliwą rzadką zupą pełną cząsteczek, które powstają w szeregu procesów fizycznych i są znane pod zbiorczym określeniem jako promienie kosmiczne. Procesem, który w tym kontekście szczególnie interesuje łowców ciemnej materii jest ten, który dotyczy hipotetycznych cząsteczek o nazwie neutralinos. Ich istnienie przewiduje teoria supersymetrii, która usuwa matematycznie nieeleganckie odchylenia od Modelu Standardowego, będącego dogmatem nadrzędnym w fizyce cząstek elementarnych, ale która w tym celu trochę niefortunnie podwaja hipotetyczną listę cząstek w tej fizycznej i na razie teoretycznej menażerii.
Neutralino to najlżejsze z przewidywalnych supersymetrycznych tworów, których masa ma być odpowiednikiem paruset protonów (dla porównania: bozon Higgsa ma masę około 124 protonów). Nie wchodzą one w żadną relację ze światłem, a więc są niewidzialne. Są też wystarczająco stabilne, aby utrzymywać się w przestrzeni przez dłuższy czas. Innymi słowy, mają te główne właściwości, jakie ma także posiadać poszukiwana ciemna materia.
Ku wielkiemu rozczarowaniu fizyków, ich wieloletnie wysiłki, aby wydzielić i odnaleźć neutralino w LHC w CERN spełzły na niczym. Jeżeli jednak neutralinos w ogóle istnieją i jeśli rzeczywiście tworzą zasadniczą większość ciemnej materii w Kosmosie, to powinny zostawiać ślady, które AMS powinien umieć wykryć.
Zgodnie z teorią fizyki proces wygląda tak, że cząstki elementarne stopniowo gromadzą się ściągając z całej kosmicznej okolicy – głównie wskutek grawitacyjnego przyciągania, choć nie tylko - we wnętrzu gwiazd, ponieważ tam jest największa masa i energia. Proces napędza się sam: im jest gęściej, ciężej i więcej, tym koncentracja postępuje energiczniej i cząstek zaczyna być za dużo. W warunkach coraz większych temperatur, narastającej masy i gęstniejącej częstotliwości zderzeń dochodzi do przesilenia, które przypomina wybuch. Teoria mówi w tym miejscu, że gdy zderzą się ze sobą dwa neutralinos, powinny one wzajemnie się unicestwić, a w ich miejsce powinien powstać elektron i pozytron, czyli antymaterialny ekwiwalent elektronu. A ponieważ, jak tego dowiódł Albert Einstein, masa i energia są właściwie jednym i tym samym, a także ponieważ elektrony i pozytrony są sobie dokładnie równe tylko przeciwstawne, każdy z nich niesie tyle energii, ile masy niesie neutralino. I to właśnie takich wysoko energetycznych elektronów i pozytronów poszukuje AMS.
Problem w tym, jak je zauważyć w deszczu elektronów z innych kosmicznych źródeł, które są bez porównania częstsze niż pozytrony. Aby tę trudność przezwyciężyć AMS sprawdza, jak zmienia się stosunek pozytronów do elektronów wraz z energią tych ostatnich. Z dotychczasowych obserwacji wychodzi mu na to, że przy niższych poziomach energii w promieniach kosmicznych dominują elektrony z innych źródeł. Jeśli jednak kosmiczne pozytrony naładowane wysoką energią pochodzą rzeczywiście głównie z unicestwienia ciemnej materii, to wtedy „frakcja pozytronowa” powinna wzrastać wraz z energią i osiągać szczyt, gdy dochodzi do poziomu masy neutralino. Poza tą wartością frakcja ta powinna gwałtownie się załamać, ponieważ trudno oczekiwać istnienia wielu pozytronów z innych źródeł, które miałyby tak wysoką energię, podczas gdy energicznych elektronów wszędzie kręci się mnóstwo.
Przez 18 miesięcy, jakie upłynęły od umieszczenia AMS na MSK przez wahadłowiec Endeavour w maju 2011 roku, spektroskop alfa-magnetyczny zarejestrował przejście ponad 30 miliardów promieni kosmicznych. Było w nich z grubsza 6,4 miliona elektronów i 400.000 pozytronów, które miały energie w przedziale od 0,5 do 350 giga-elektrono-voltów (GeV), mierzonych w takich to ezoterycznych jednostkach, którymi najchętniej posługują się badacze w dziedzinie fizyki cząsteczki. Dane te pokazują, że frakcja pozytronowa rzeczywiście wzrasta wraz z poziomem energii, czyli tak, jak przewiduje teoria.
Ważne jest także, że ten sam wzór zachowań był widoczny bez względu na to z jakiego kierunku AMS łapał promienie krążąc na orbicie okołoziemskiej. Nie jest to może spostrzeżenie zbyt ścisłe, bo względnie masywny AMS jest sztywno zamocowany i ma szeroki kąt wychwytywania cząsteczek, więc oceny takie robione są poprzez analizę „bierną kierunkowo”, tj. ilekroć MSK znajdzie się w należytym położeniu orbitalnym, aby odpowiedni kierunek wpadł AMS-owi w oko, a to wymaga dłuższego okresu obserwacji. Wyniki dotąd uzyskane są jednak zachęcające, bo przynajmniej nie wykluczają tezy, że większość pozytronów pochodzi z centrum galaktyk, a więc z rozpadu neutralinos i unicestwiania ciemnej materii.
To bardzo pasuje do twierdzenia, że ciemna materia jest mniej więcej równo rozciągnięta w całym wszechświecie. Zarazem to wyklucza inne możliwe źródło pochodzenia cząsteczek: przypadkowe zdarzenia kosmiczne, jak wybuchy gwiazd supernowych, ponieważ to nie jest aż tak homogenicznie rozproszone we wszechświecie, a już na pewno nie w okresie tak krótkim astronomicznie, jak okres zaledwie półtora roku.
Niestety, jeszcze dużo danych potrzeba do tego, aby wykluczyć trzecią możliwość. Tę mianowicie, że zaobserwowane cząsteczki są wytwarzane przez pulsary, czyli drgające zwłoki po gwiezdnych zapaściach. Jak dotąd AMS nie wychwycił w dostatecznej liczbie elektronów i pozytronów o energiach powyżej 350 GeV, aby móc na ich temat wyciągnąć wiążące wnioski. Bo jeśli za ich generację odpowiedzialne są podejrzane pulsary, to z teorii wynikać by musiało, że frakcja pozytronów będzie zanikać w sposób ciągły ale stały przy energiach powyżej tej wartości. Jeśli jednak odpowiadają za to neutralinos, to w pewnym przełomowym punkcie - odpowiadającym zrównaniu ich masy i energii – frakcja pozytronów nagle zaniknie zupełnie. Masa jednego protonu odpowiada w przybliżeniu jednemu GeV, a więc może to nastąpić wkrótce. Wszelakoż teoria supersymetrii nie określa precyzyjnie, jaka powinna być masa neutralino, więc równie dobrze zjawisko może wystąpić nieprędko. Określenie „kilkaset protonów” może bowiem okazać się bliższe liczbie 1000 niż liczbie 200-300, a wtedy uzbieranie się odpowiedniej liczby elektronów i pozytronów, potrzebnych do tego, by to sprawdzić, może potrwać długo, tj. wykładniczo dłużej.
Na szczęście AMS jest zaprojektowany na długi dyżur w kosmosie i odkąd zapachniało w nim ciemną energią, wszystkie uczone ogary, także te z CERN-u, już podjęły ten trop. Obecny pobyt AMS na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej jest przewidziany na jeszcze około 20 lat. Zakładając, że MSK nie zostanie przedtem porzucona (co się, niestety, obecnie planuje ze względu na zbyt wysokie koszty jej utrzymania) może to oznaczać, że w setną rocznicę odkrycia Zwicky’ego stacja będzie dostarczać fizykom dalszych wyników, które już teraz są intensywnie obrabiane. Ale jeśli odnalezienie neutralino miałoby rzeczywiście potrwać aż do tego czasu, to w porównaniu z nim całe wcześniejsze polowanie na bozon Higgsa to byłby naprawdę pikuś. Przepraszam: Pan Pikuś.

Los dał ludziom odwagę znoszenia cierpień.-Rzeczą człowieka jest walczyć, a rzeczą nieba – dać zwycięstwo.

Portret użytkownika jaa

"Neutralino to najlżejsze z

"Neutralino to najlżejsze z przewidywalnych supersymetrycznych tworów, których masa ma być odpowiednikiem paruset protonów (dla porównania: bozon Higgsa ma masę około 124 protonów)." To które z tych dwóch jest lżejsze?

Portret użytkownika Endor

Przewidywanie przyszłości

Przewidywanie przyszłości może się odbywać za pomocą Ducha Świętego czyli Ducha którego nam dał Chrystus Pan. Jeżeli się zaczniecie nawracać to wam też może być on udzielony.

Bóg stworzył nieskończone ilości istot rozumnych o różnych szczeblach bytowania. Choć rozumem nie można dowieść istnienia Aniołów, to jednak można wskazać na odpowiedniość ich istnienia.

Portret użytkownika baca

to chyba tobie mendor

to chyba tobie mendor "chrystus pan" dał jaiegoś "ducha świętego" bo mi piotruś pan nie dał nawet świętego obrazka...
sam nie wiem - czy farciarz z ciebie?
czy moze... ofiara oszusta?
ps a dla chrystusa i kleru mam DOKŁADNIE TO SAMO co oni dali dla mnie - poświęcam się dla nich aby byli zbawieni i pozbyli się wreszcie grzechu... dzień w dzień ściśle wegług staro solariańskiego obrządku walę zgodne z liturgią żubry... taki jestem...

Strony

Skomentuj